Polska stoi w obliczu szoku: najbardziej dramatycznego upadku od ponad 50 lat

Liczby są bezlitosne i przekraczają nawet najgorsze oczekiwania ekspertów. Najnowsze dane wskazują na rekordowo niską liczbę urodzeń, rosnący spadek liczby ludności i wskaźniki niespotykane od dziesięcioleci. Niestety, ta trudna rzeczywistość wkrótce uderzy w szkoły, szpitale, rynek pracy i system emerytalny.

Według wstępnych danych GUS, na koniec 2024 roku liczba ludności Polski wynosiła 37,49 mln. To o 147 tys. mniej osób niż rok wcześniej. Oznacza to spadek o 0,39%, czyli o 39 mieszkańców mniej na 10 tys. mieszkańców. Co gorsza, w 2025 r. negatywna tendencja uległa przyspieszeniu. Do końca września tego roku liczba ludności spadła do około 37,376 mln, co oznacza kolejny spadek o 158 tys. rok do roku. Tak szybkiego spadku populacji nie widziano od wielu dziesięcioleci.

Liczby są alarmujące – i stają się coraz gorsze

Problem ma dwa korzenie. Po pierwsze, rodzi się dramatycznie mało dzieci. GUS potwierdził, że w 2024 r. zarejestrowano 252 tys. urodzeń – najmniej w całym okresie powojennym. Współczynnik dzietności spadł do 1,099najniższy w historii (spadek z 1,158 rok wcześniej). Jest to znacznie poniżej poziomu zastępowalności wynoszącego około 2,1. Co więcej, w I półroczu 2025 r. urodziło się zaledwie 115 755 osób – o 7,9% mniej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego – co potwierdza kontynuację tendencji spadkowej.

Po drugie, naturalny wzrost liczby ludności pozostaje ujemny. W 2024 r. liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń o 157 000. W 2025 r. różnica pozostaje duża: tylko w pierwszej połowie roku zmarło 208 364 osób (o 2,5% więcej niż rok wcześniej), a liczba urodzeń była znacznie mniejsza. Wynik? Demografia pogarsza nie tylko statystyki, ale także potencjał rozwojowy kraju.

Większość prowincji podupada

Migracja zwiększa problem. Przez lata wewnętrzne i zewnętrzne przepływy migracyjne nie zrównoważyły ​​deficytu urodzeń, a geografia napływu i odpływu pogłębia nierówności. Tylko kilka regionów – na czele z województwem mazowieckim – utrzymało dodatnie saldo w długim okresie, podczas gdy wiele innych w dalszym ciągu traci mieszkańców. Skutki są widoczne w postaci „białych punktów” na mapie usług publicznych: szkoły z pustymi salami lekcyjnymi, oddziałami szpitalnymi z niedoborami kadrowymi i lokalnymi rynkami pracy, w których brakuje pracowników.

Tak niski wskaźnik urodzeń i szybko zmniejszająca się populacja to tendencje, które mają na to wpływ nie da się zatrzymać – nie mówiąc już o odwróceniu – w ciągu roku lub dwóch. Po pierwsze, mniejsza liczba osób w wieku 20 i 30 lat dzisiaj oznacza mniej potencjalnych rodziców jutro. Po drugie, rosnące koszty życia i niepewność gospodarcza zniechęcają ludzi do posiadania dzieci. Po trzecie, starzenie się społeczeństwa przyspiesza. Odsetek osób w wieku 60+ będzie nadal rósł, co będzie wywierać coraz większą presję na system opieki zdrowotnej i finanse publiczne.

Fatalne konsekwencje dla rynku pracy

Tegoroczne dane wyraźnie zarysowują, co będzie dalej. Możemy spodziewać się jeszcze mniejszej liczby urodzeń, dalszego ujemnego wzrostu naturalnego i dalszego spadku liczby ludności. Projekcje wskazują, że bez trwałego wzrostu dzietności Polska będzie się kurczyć przez dziesięcioleciaze wszystkimi konsekwencjami, jakie to niesie dla rynku pracy, systemu emerytalnego i długu publicznego.

Rekordowo niskie wskaźniki dają surowy obraz a kryzys demograficzny co już ma wpływ na życie codzienne. Skąd będą pochodzić lekarze, nauczyciele i opiekunowie? Kto będzie płacił składki, gdy emerytów będzie więcej niż pracujących? Jeśli w ciągu najbliższych lat nic się nie zmieni, Polacy będą zmuszeni zmierzyć się z tymi trudnymi pytaniami.

Dodaj komentarz