Adwokat Bartosz Lewandowski wyraził zaniepokojenie sposobem prowadzenia śledztwa w sprawie zeznań majątkowych Kingi Gajewskiej. Jego zdaniem ostatecznie może zostać ona oddalona.
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w oświadczeniu majątkowym Kingi Gajewskiej z Platformy Obywatelskiej jest w toku i nie postawiono mu żadnych formalnych zarzutów. Niewykluczone, że oprócz Gajewskiej przesłuchanych zostanie jeszcze kilka osób. Wiadomo jednak, że na samym początku śledztwa przesłuchana została sama Gajewska, co budzi wątpliwości wśród ekspertów prawnych, w tym Bartosza Lewandowskiego.
„Przesłuchanie posłanki Kingi Gajewskiej na samym początku śledztwa odbiega znacząco od standardowych praktyk prokuratorskich w tego typu sprawach” – stwierdził Lewandowski. „Zazwyczaj osoby podejrzane w takich sprawach są przesłuchiwane na końcu procesu – w charakterze podejrzanych lub świadków. Tutaj postępowanie rozpoczęło się od przesłuchania jej w charakterze świadka” – zauważył.
Lewandowski odważył się także przewidzieć, jak zakończy się sprawa na podstawie bieżącego rozwoju wydarzeń.
„Postawiłbym dolary przeciwko pączkom, że wkrótce usłyszymy, że potwierdziła się wersja wydarzeń Kingi Gajewskiej. Prokuratura podejmie pewne kroki proceduralne, po czym zostaniemy poinformowani o umorzeniu sprawy. Być może jest to nieprawidłowość, ale do odpowiedzialności karnej z art. 231 kk (i innych) potrzebne jest poważniejsze naruszenie obowiązków. Co więcej, nie było zamiaru popełnienia przestępstwa, a jedynie niedopatrzenie. Decyzja o umorzeniu sprawy nie będzie podlegała zaskarżeniu, a sprawa trafi do archiwum” – napisał Lewandowski, dodając: „Mam nadzieję, że się mylę…”
Sprawa Kingi Gajewskiej
Nieprawidłowości w oświadczeniu majątkowym Gajewskiej dotyczą domu na Błoniu, który posłanka otrzymała w prezencie od rodziców w sierpniu 2023 r. Sprawę nagłośniła Telewizja Republika, która ujawniła, że choć Gajewska zgłosiła darowiznę do rejestru świadczeń publicznych, uczyniła to 392 dni po akcie notarialnym. Zgodnie z prawem miała na to tylko 30 dni. W efekcie naruszyła art. 35a ustawy o sprawowaniu mandatu posłów i senatorów, co groziło odpowiedzialnością karną.