W tym, co wydaje się być alarmującą eskalacją nadużyć państwa, polskie władze niedawno aresztowały osobę za wpis w mediach społecznościowych, który uznały za „dezinformację”. Według inspektora Marka Boronia, szefa krajowej policji, osoba ta rzekomo rozpowszechniała fałszywe informacje o tak zwanych „szabrownikach” w rejonie Lądka-Zdroju, co zdaniem policji utrudniało trwające akcje ratunkowe. Boroń oświadczył, że osoba ta będzie ścigana na podstawie artykułu 172 Kodeksu karnego, który dotyczy utrudniania akcji ratowniczych — przestępstwa zagrożonego karą do pięciu lat więzienia.
Incydent wywołał oburzenie i niedowierzanie w całym internecie, a wielu słusznie kwestionuje, czy obecnie aresztujemy ludzi za posty w sieci. Czy naprawdę rozsądne jest twierdzenie, że post na Facebooku może „utrudniać” akcję ratunkową? Jak zauważył profil w mediach społecznościowych „Glina Po Godzinach”, zarządzany przez policjanta po służbie, jest to wkraczanie w sferę absurdu.
Śliska ścieżka do policji myślowej
Autor profilu „Glina po Godzinach” nie przebierał w słowach, porównując sytuację do „nowego poziomu absurdu” i „science fiction”. Sedno krytyki? Wykorzystanie artykułu 172, prawa mającego na celu karanie osób, które fizycznie utrudniają akcję ratunkową, do ścigania kogoś za same słowa na ekranie. Według urzędnika stojącego za tym profilem prawo powinno dotyczyć jedynie namacalnej ingerencji — takiej jak blokowanie dróg lub fizyczne utrudnianie pracy personelowi ratunkowemu — a nie posta na Facebooku, którym mogło podzielić się kilka osób.
I to podnosi ważną kwestię: czy teraz na nowo definiujemy, co oznacza utrudnianie wymiaru sprawiedliwości? Jeśli pojedynczy post w mediach społecznościowych może doprowadzić do więzienia za „utrudnianie” akcji ratunkowej, co dalej? Aresztowanie kogoś za wyrażenie sceptycyzmu co do reakcji rządu na klęski żywiołowe? Ta sprawa stanowi przerażający precedens dla tego, co łatwo może stać się powszechną cenzurą pod przykrywką bezpieczeństwa publicznego.
Dezinformacja czy sprzeciw?
Bardziej niepokojący jest kontekst, w jakim nastąpiło aresztowanie. Według policji incydent ten był częścią szerszej akcji przeciwko „dezinformacji” w Internecie. Twierdzą, że zidentyfikowali ponad 20 kont w mediach społecznościowych rozpowszechniających mylące lub fałszywe informacje na temat reakcji policji na ostatnie powodzie. Ale oto prawdziwe pytanie: kto może zdefiniować, co uznaje się za dezinformację?
W czasach, gdy zaufanie do instytucji rządowych jest na rekordowo niskim poziomie, wielu obywateli ma uzasadnione pytania o skuteczność reakcji państwa na kryzysy. Określanie ich obaw mianem „dezinformacji” i grożenie ściganiem karnym jest nie tylko nieudolne — jest niebezpiecznie autorytarne.
Filtrując i cenzurując dyskusje online, rząd wydaje się bardziej zainteresowany kontrolowaniem narracji niż rozwiązywaniem obaw społeczeństwa. W końcu post, o którym mowa — o „uzbrojonych rabusiach” i „ustawionych wywiadach” — został szybko usunięty, a policja nadal podejmowała kroki prawne. Nasuwa się pytanie: czy chodziło naprawdę o bezpieczeństwo publiczne, czy o uciszanie sprzeciwu?
Niebezpieczny precedens prawny
Sednem tej kontrowersji jest niewłaściwe wykorzystanie artykułu 172 Kodeksu karnego, prawa mającego na celu ochronę życia i mienia w sytuacjach kryzysowych. Tradycyjnie artykuł ten dotyczył osób, które fizycznie blokują lub zakłócają działania ratownicze. Pomyśl o kimś parkującym samochód przed hydrantem przeciwpożarowym lub protestujących blokujących drogę karetki. Teraz jednak widzimy, że rozciąga się on na mowę — coś zupełnie innego.
Jak zauważyła „Glina Po Godzinach”, wykorzystanie tego artykułu przeciwko postom online stanowi groteskowe błędne zastosowanie prawa. Mowa, jakkolwiek nieodpowiedzialna, nie jest tym samym, co fizyczne blokowanie akcji ratunkowej. Jeśli zaczniemy łączyć te dwie rzeczy, gdzie postawimy granicę? Czy udostępnianie memu o niekompetencji rządu kwalifikuje się jako utrudnianie wymiaru sprawiedliwości? A co z tweetowaniem sceptycyzmu na temat czasu reakcji w sytuacjach awaryjnych?
🚨🚨Czekaj, czekaj- czy ja dobrze ważne??? Mam wypadek, że się mylę, bo nie, to właśnie weszliśmy na całkiem nowy poziom absurdu: pierwsze zdarzenie za post w mediach społecznościowych, który nie jest zniesławieniem czy groźbami, za to rzekomo przeszkadzał w akcji… fot.twitter.com/J28fxxrrH5
— Glina Po Godzinach (@Glina_Po_Godz) 18 września 2024 r.
Próba kryminalizacji wypowiedzi nie jest tylko przesadą — to śliska ścieżka w kierunku ograniczania podstawowych wolności. A konsekwencje są ogromne. Polska, podobnie jak wiele innych zachodnich demokracji, szczyci się wolnością słowa i wolnościami obywatelskimi. Ale w takich przypadkach ryzykujemy erozję tych wolności pod pozorem „bezpieczeństwa publicznego”.
Szersze implikacje
Aresztowanie wywołało szok w całej Polsce, rozpalając debatę na temat roli wolności słowa w nowoczesnej demokracji. Czy naprawdę jesteśmy gotowi zaakceptować przyszłość, w której komentarze online mogą prowadzić do aresztowań? Nieustępliwe podejście rządu sugeruje, że zamiast zająć się podstawowymi przyczynami niepokojów społecznych lub dezinformacji, wolą uciszyć tych, którzy kwestionują ich autorytet.