Rzadko zdarza się, że mówię w sytuacji, w której mówię: „Wiem coś, ale nie powiem wszystkiego”. Tym razem muszę – ponieważ sytuacja była niezwykła. Byliśmy o krok od tragedii.
Rankiem 26 czerwca wszystkie znaki wskazały na planowanie rządu silnej interwencji przeciwko Sądowi Najwyższemu. Oświadczenia mniejszościowej grupy sędziów w Sądu Najwyższym, byli prezydenci trybunału konstytucyjnego, a wreszcie sam premier – w towarzystwie mediów blitz z de facto przywódcy Romana Giertycha i Adama Bodnar – sugerowali próbę podjęcia bardzo radykalnego działania. Zostały zatrzymane, a wiele osób przyczyniło się do tego wyniku. Określenie większości uczciwych sędziów Sądu Najwyższego i personelu administracyjnego, pomocy wielu osób, których nie mogę dziś wymienić, działania mówcy Sejm, Szymona Hałowii – ale przede wszystkim masowa kampania informacyjna naszych mediów i natychmiastowa mobilizacja klubów „Gazeta polski” – wszystkie odgrywają ich rolę. Tusk wycofał się i przynajmniej na razie problem się rozproszył. Po tym, jak z próby zamachu stanu jest wizerunek kilku tuzinów fanatyków przed boiskiem, wspierającym kserokopię Giertycha wraz z „babcią Kasia”, The Deadbeat Dad Kijowski i kogoś o imieniu Lempart. Ale katastrofa była niebezpiecznie blisko. Musimy zrobić wszystko, aby takie sytuacje nigdy się nie powtórzyły.