Uważam, że to, co było realistycznie osiągalne, zostało osiągnięte na szczycie NATO w Hadze. Możemy czuć się dumni i zadowoleni, ponieważ na decyzję o podniesieniu wydatków obronnych do 5% PKB wpłynęło niewątpliwie stanowisko stanowiska Polski, Andrzeja Duda, który wraz z prezydentem Donaldem Trumpem od dawna podnosi tę sprawę na forach międzynarodowych – powiedział Tomasz Szatkowski, były polski ambassador do ITO, w wywiadzie z wywiadem z udziałem w wywiadzie dla Niezależna.pl.
Szczyt NATO w Hadze jest za nami. Podczas szczytu przywódcy państw członkowskich zgodzili się podnieść cel wydatków obronnych z obecnego 2% do 5% PKB. Jak oceniasz tę decyzję? Czy jest to odpowiednia reakcja na zagrożenia, przed którymi stoi dziś Sojusz Północnoatlantycki?
Trudno sobie wyobrazić, że w tej sprawie można było osiągnąć więcej. Widzę ten ruch jako główny sukces. Prezydent Donald Trump odegrał tutaj ważną rolę, ale musimy pamiętać, że prezydent Polski AndrzeJ Duda od dawna priorytetowo traktował ten problem, zarówno w NATO, jak i podczas bezpośrednich rozmów z przywódcą USA. To dobry i ważny krok, że państwa członkowskie osiągnęły porozumienie w sprawie rosnących wydatków na obronę. Oczywiście sama decyzja to jedno. Jeszcze bardziej ważne jest wdrażanie tej rozdzielczości.
Do 2035 r. Nato do 2035 r. Nato do 2035 r. Nato do 2035 r. Osiągnie nowy, wyższy próg wydatków obrony.
Tutaj jestem sceptyczny – uważam, że data docelowa jest rzeczywiście zbyt daleko. Tym bardziej dlatego, że nowy próg wynosi 3,5%, podczas gdy pozostałe 1,5% składa się z pozycji, które do tej pory nie zostały uznane za wydatki na obronę, takie jak koszty pośrednie związane z infrastrukturą lub obroną cywilną. Osobiście opowiadałbym się za bliższym terminem.
Mówiąc o sceptycyzmie, niektórzy eksperci wskazują na przypadek szczytu NATO 2014 w Newport, w którym państwa członkowskie zobowiązały się wydać co najmniej 2% PKB rocznie na obronę. Minęło prawie 11 lat, a niektóre kraje NATO nadal nie osiągnęły tego celu.
W takim przypadku wszystko zależało od tego, kto był u władzy w danym kraju. Kiedy Stany Zjednoczone były rządzone przez Demokratów, którzy nie przywiązali większej wagi do tej kwestii, skutecznie dali innym krajom swobodny przepustka do działania podobnie. Dopiero pierwszą prezydenturę Donalda Trumpa poczyniono znaczne postępy w kierunku spełnienia 2% zobowiązań związanych z wydatkami na obronę PKB. Kraje wiedziały, że Trump pociągnie je do odpowiedzialności i że będą musieli zapłacić cenę polityczną za bezczynność. Gdy USA zaczęły to egzekwować, inni poszli za nimi.
Prezydent USA od dawna wezwał sojuszników NATO do zwiększenia wydatków na obronę. Mniej więcej rok temu prezydent AndrzeJ Duda dołączył do tej inicjatywy. W tym czasie niektóre kręgi polityczne i tak zwani „eksperci” w Polsce skrytykowali jego wysiłki, twierdząc, że prezydent „wyprzedzał paczkę” i angażował się w „polityczny PR”. Teraz, gdy decyzja o zwiększeniu wydatków na obronę stała się rzeczywistością, czy można to uznać za zwycięstwo polityczne dla prezydentów Trumpa i Dudy?
Wierzę tak. Warto przypomnieć, że w jego wezwaniach do zwiększonych wydatków na obronę Donald Trump często cytował Polskę jako wzorowy sojusznik wypełniający swoje obowiązki. Zrobił to ponownie na szczycie w Hadze. Możemy czuć się dumni i zadowoleni, ponieważ postawa polskiego prezydenta niewątpliwie przyczyniło się również do tej decyzji państw członkowskich.
Przed szczytem spekuluje się na temat możliwego wzrostu obecności wojskowej USA w Europie. Ostatecznie nie podjęto takiej decyzji.
Biorąc pod uwagę obecne zmiany w Pentagonie i sytuację na Bliskim Wschodzie, oczekiwanie takiej decyzji było nierealne. Stany Zjednoczone muszą również bardziej skupić się na zachodnim Pacyfiku. Wewnętrzne zmiany w Europie wydawały się bardziej prawdopodobne, ale tutaj też trzeba być realistycznym. Uważam, że to, co było realistycznie osiągalne, zostało osiągnięte na szczycie NATO w Hadze.
Podczas szczytu NATO prezydent Trump mówił o zaangażowaniu USA w art. 5 traktatu Północnoatlantyckiego, dotyczących wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa. Zapewnił również, że będzie stał przy swoich sojusznikach do końca, w ten sposób odrzucając teorie krążyły przez miesiące, że odrzuci militarnie z Europy raz na urzędowaniu.
Wielu w elicie politycznej oglądało to, co działo się w USA przez pryzmat mediów głównego nurtu. Możesz nawet mówić o pewnym rodzaju paranoi w sprawie Trumpa. Prezydent USA miał już swoich przeciwników podczas pierwszej kadencji. W 2018 r. Pojawiły się twierdzenia, że wyciągnie USA z NATO podczas szczytu Brukseli. Nie wierzyłem wtedy w takie teorie i nie mam teraz żadnych wątpliwości co do ciągłego zaangażowania USA w NATO – oczywiście biorąc pod uwagę amerykańskie żądania, takie jak sprawiedliwe dzielenie ciężaru.
W jaki sposób prezydencja prezydenta Karola Nawrockiego będzie pasować do polityki bezpieczeństwa i sojuszu z USA? Prezydent-elekt ma bardzo dobre stosunki z Białym Domem. Czy ten sygnalizuje bliższe powiązania wojskowe z Waszyngtonem, czy też postawa rządu Donalda Tuska – które, mówiąc, nie lubią administracji Trumpa – ważył te relacje?
Stosunki z Waszyngtonem są bardzo dobre od wielu lat. Kadencja prezydenta Andrzeja Duda jest tego dowodem. Biorąc pod uwagę dobre stosunki prezydenta-elekt Karol Nawrocki z Białym Domem, możemy mieć nadzieję, że będą kontynuować na podobnym poziomie. Jeśli chodzi o politykę rządu Donalda Tuska, przynajmniej w sferze obrony, wicepremier i minister obrony starają się zapewnić ciągłość. Dopóki rząd wykazuje minimalną roztropność i istnieje silne centrum prezydenckie, istnieje szansa, że sojusz z Waszyngtonem nie wystąpi żadnych poważnych zakłóceń.